Impresje jarmarczne z przymrużeniem oka

27 listopada 2021 roku. Dochodzi ósma rano. Za chwilę otworzy się brama wjazdowa do Zamku. Widać już sznur samochodów. Przez zaparowane okna wpada leniwie budzący się dzień. Na zewnątrz szalejący wiatr, deszcz i opady drobnego śniegu. Mokre i wilgotne powietrze okleja maskę pojazdu. Czyżby to dzień, który za kilka godzin ożywi całą świąteczną instalację??

Tygodnie przygotowań, planów i wytężonej pracy!! Czy to ponure mruczenie natury chce zakłócić urodę paradnych dekoracji, smagając raz po raz stawiane stoiska.

Wjeżdżamy wreszcie do środka, w jarmarku uczestniczy łącznie 14 sekcji i kilka stowarzyszeń… Wysiadamy… biegamy w deszczu pospiesznie rozkładając stoły, dekoracje i produkty. Czuć nerwowość, ale i niemą solidarność niedospanych postaci. Namiot z ciastami sekcji polskiej jest na pierwszej linii od wejścia… Już wiemy, że będzie ciężko… nie ma ochrony przed wiatrem i do tego, to dokuczliwe zimno… Nawet puchowe kurtki ledwo dają radę…  Gorączkowo poszukujemy stołów i krzeseł. W końcu łapiemy kilka z brzegu i biegiem ustawiamy pod pałatką. Artur donosi worki z piaskiem, aby namiot niczym dzieło Banksy’ego, nie wzniósł się ponad wieżyczki Zamku.

Alina ubiera czapkę Mikołaja i krzyczy, że trzeba jeszcze zdobyć obrusy i rozwiesić banery. Bożenka rozgląda się nerwowo, jakby przeliczała ilość serników, szarlotek i makowców… pewnie ciągle wierzy, że za chwilę zza ciężkich chmur wyłoni się słońce… i słusznie, kto jej zabroni marzyć…

W końcu pojawia się Agata… coś wspomina o regulacjach covidowych i prawach człowieka, ale teraz to nie ma znaczenia, trzeba postawić stoisko na nogi.

Czekamy na obsługę, trzeba podłączyć prąd… maszyna do naleśników i mikrofala gotowe na rozkaz i możemy zaczynać jarmarczne przedstawienie.

Tymczasem w zamku… Właśnie wleciała Marta, widać, że ma wszystko pod kontrolą, poprawiła dziarsko korale i rozkłada kolejne aniołki, w końcu cała rodzina kleiła czapeczki. Pojawiła się subtelna Lidia… jej ulotne gesty upiększają stoisko. Elegancka Gosia sprawdza wszystkie ceny i przygotowuje zamówienia na wynos, działa szybko i rozważnie. Ma doświadczenie, w końcu to jej kolejny jarmark. Pojawia się Kasia nowicjuszka, ale uważna i skupiona. Weryfikuje towary i układa ostatni Bolesławiec. Pojawia się także tajemnicza postać Eweliny w buraczkowej kurtce, a także Monika. Grupa jest zwarta i gotowa do obsługi Klientów. Rodzice sekcji polskiej, donoszą ostatnie ciasta. Zostało jeszcze trochę czasu do wielkiego otwarcia.

Właśnie dociera wiadomość, że nadjeżdża silna grupa grillowo-bigosowo-kaszankowa. Z daleka widoczna koralowa kurtka Marty, już wiemy, kim jest herszt bandy, zaraz, zaraz ma pomocnika, w powietrzu tańczy biały bąbelek czapki urokliwej Kasi przygotowującej aromatyczne, grzane wino. Czyżby dwie liderki? Nie… chwila jest i trzecia w różowej kurtce. Zgrabna postać Anastazji próbuje uparcie rozłożyć frytkownice… Już nie wiadomo, na którą patrzeć. Wszystkie rządzą… Oj te kobiety, każda, piękna, każda przejęta i każda zmotywowana do działania.  Za chwilę na scenę wkroczy kiełbasa… Jacek, Piotr, Paweł i Mirek czterech wspaniałych oraz Andrzej, łowca carrefourowej zwierzyny rozpakowują, podłączają sprzęty i odpalają generator… Sekcje: chińska i rosyjska nie pojawiają się na placu boju. Stchórzyli!!! Za zimno… zatem męskie towarzystwo mobilizuje przypadkowych spacerowiczów i przenosi kolejne namioty tworząc zadaszoną mobilną restaurację… Prawdziwi atleci… bohaterowie stanowiska porzuconego w stercie mokrych liści i rozpalającej się hiszpańskiej paelli. Brawo Panowie!! Zaradność Polaków jest bezdyskusyjna. Za chwilę ten bar stanie się arena wielkiej świątecznej jadalni. Towary dowozi na małym wózeczku Eliza, jej błękitne oczy rozświetlają ciągle zachmurzone niebo, a zza kurtki wynurza się mały elfik, będzie pomagał Mikołajowi wraz ze śliczną orientalną Julką. W oddali majaczy granatowa kurta Agnieszki, jej reniferowe rogi podkreślają, że dziś żartów nie będzie. Zabiera się od razu do pracy dyskutując z uśmiechnięta Karoliną, która na stanowisku znalazła się niczym dobra wróżka. Czuć moc i energię, ta ekipa za chwilę nakarmi 3000 osób, nie piekąc na grillu tylko pasących się obok owiec.

Sprzedali wszystko, co dało się podgrzać i usmażyć…                                                    

Kogo nam jeszcze brakuje? Jest trąbienie pod bramą, właśnie zawitała Jola z Panem od powożenia bryczki. Parkują się na górze, tuż pod zamkiem. Jakże miło spojrzeć w jej łagodne oczy. Instalują powóz i ściągają konia z naczepy…. Przed nimi ciężki dzień, trzeba uszczęśliwić maluchy, które kochają św. Mikołaja i oto nadchodzi Przemek… duży, dobry Mikołaj, który rozdaje cukierki… a za nim Vitche, który ukrywa się za sumiastym wąsem i opadającą grzywą.

Powróćmy do zamku pojawiła się już Wioletta, widać, że lubi to organizacyjne podekscytowanie… Wita się i udziela ostatnich rad, już chyba nawet nie przeraża jej liczba tysiąca pierogów. Po stoisku kręcą się córki Marty… przygotowują pierwsze promocje, jej koleżanki z klasy zabierają pukawki i biegają z przekąsem po tarasie przed zamkiem. W oddali widać czerwona postać Jean – Pierre’a, który wyłożył wszystkie sportowe akcesoria. I oto WIELKIE otwarcie świątecznej gali!!! Tłum wdziera się przez drzwi obok stoiska polskiego. Właśnie wpadła Agnieszka, poucza jak należy sprzedawać świeczniki i dokładać wizytówki Wieśka do krówek. W zasadzie wszędzie jesteśmy na pierwszej linii: ciasta, zamek i grill, mamy wszyscy wielki dzień próby.  Pojawia się gibka Ewa w czarnej skórzanej kurtce i obejmuje straż z Magdą, naszą sekcyjną artystką … będzie się działo, potrafią sprzedać wszystko, budują napięcie i tworzą sztuczny tłok. Ludzie podchodzą i oglądają…. Wreszcie kupują… kupują i znowu kupują. Mąż Magdy testuje pukawki, dzieci śmieją się i klaskają, tłum się przewala, jarmark żyje… jarmark pulsuje, jarmark oddycha.

Ludzie na zewnątrz brodzą w glinie i chlapie… Wypastowane kozaczki wyglądają jak wiejskie gumiaki, ale jest bosko, ba… błogo. Dostajemy informacje od Mileny, że wszystko gra i cieszymy się ze nie zapomniała o jarmarku. Gosia zaś czuje niedosyt, że nie podrzucamy bigosu na rakiecie tenisowej dla odpowiedniej promocji.  Młodziutka Magda pomaga w liczeniu naleśników… Nadchodzą wieści z karczmy pod czerwoną kokardą, że tłum szaleje na punkcie hot dogów à la polonaise i grochówki, którą zrobili Piotr i Paulina. Dzielna para spod znaku PP, która wszystko przywiozła i ma zabrać na przechowanie do siebie. Po drodze mignęli przez moment Bogusia i Jarek, którzy tylko uzupełnili towary.

A ja stoję i patrzę, i się uśmiecham… to pierwszy jarmark i chyba się udał, bo przecież każdy w tej historii znalazł swoje miejsce.

Zbieżność imion i miejsca jest przypadkowa.

Rita Cavalcanti

Fotorelacja z jarmarku